Ballada o córce Rokasa

Gdy księżyc wśród mgieł swe lico ukrywa
A las cicho szepcze historie tajemne
Wśród ruin jękliwe szlochanie narasta
I echem odbija wśród białych kamieni

Sto lat już minęło od czasu tragedii
Sto lat – lecz duchy nie znają spokoju
Wysłuchaj historii wśród białych kamieni
Nim świt mocą dnia im nakaże milczenie

Gdy zamek stał jeszcze z wieżą strzelistą
Rokas potężny go objął w swe władanie
Za żonę miał Ugne, rozważną i piękną
Równonoc zastała ją w odmiennym stanie

Gdy przyszedł dla Ugne czas rozwiązania
Tragedia złamała serce bojara
Zgasł płomień świecy w wezgłowiu jej łoża
I tylko córka Goda po niej została

Rokas się w wielkiej pogrążył rozpaczy
I byłby niechybnie ten padół opuścił
Lecz mała Goda niczym świetlista gwiazda
Nie chciała ojca w zaświaty puścić

Mężny Rokas oczy miał tylko dla niej
I żadnej niewiasty pokochać nie pragnął
A Goda wzrastała i z każdym rokiem
Piękniała i bliżej jej było do matki

Gdy z dziecka niewiastą się stawać poczęła
Rozważał Rokas kto godny jej ręki
Lecz Gody gwiazda poczęła przygasać
I z lękiem ojcu zdradzała sekrety

„Och, Papo, Pod lasem jest Piękna Pani!”
Bojar jej mówi „To krople są rosy”
„Och, Papo, jej suknia na polach się bieli!”
„To księżyc pszenicy wysrebrza kłosy”

Goda strapiona w poduszkę szlocha
„Papo, Pięknej Pani się lękam”
Lecz nie dawał wiary bojar jej słowom
I stracił cierpliwość do strachu dziewczęcia

I zamknął swą córkę, swą gwiazdkę jedyną
W wieży wysokiej z białego kamienia
Dzień za dniem mijał we wtórze jej szlochów
A nocą krzykami dziewczyny rozbrzmiewał

„Och Papo, Pani pod mury podchodzi
już jest tak blisko, już głos jej słyszę”
Rokas się miotał w swym pustym łożu
Aż w końcu zasnął w straszliwej ciszy

Zbudziła go służba, pod wieżę prowadząc
Gdzie ciało Gody bez tchu w mokrej trawie
Zaszlochał Rokas i córkę swą objął
W jej dłoni znajdując płótno białe

„Och, niechże zginę rażony piorunem
Ja, który wiary dać córce nie chciałem
Przysięgam zemstę i śmierć nikczemnikom
Którzy mą Gwiazdkę mi odebrali”

I ruszył szałem opanowany
W las gęsty ściskając miecz w zimnej dłoni
I pewnie do dziś jeszcze szuka w gęstwinie
Duch jego zemsty i odkupienia

A księżyc na niebie mrużył swe oko
kamienie białe swym blaskiem oblewał
Opustoszała Rokasa dziedzina
Zimna jak serce bojara złamane

A zamek w ruinie pnączami zarasta
Przez ludzi i bogów już zapomniany
I tylko nocami odbija się echem
Żałosny szloch Gody – umarłej panny

Piosenka napisana na larp Limes Mundi VIII: Taniec Śmierci na podstawie informacji dostarczonych przez twórców gry.

Tekst i muzyka Barbara Karlik CC-BY-SA